Czterech facetĂłw swojÄ sztukÄ rozpuĹciĹo potÄĹźnÄ dawkÄ zĹych emocji - wywiad ze Zbigniewem KrzywaĹskim
- 16 July, 2015
- Prestige MJM
Rozmowa ze Zbigniewem KrzywaĹskim, gitarzystÄ
legendarnej Republiki, a dzisiaj projektu Nowe Sytuacje. O pamiÄtnym koncercie w Jarocinie sprzed 30 lat tuĹź przed planowanym odtworzeniem tego wydarzenia podczas Jarocin Festiwal 2015 (17 â 19 lipca)
Festiwal w Jarocinie, 1985 rok. Republika ma zagraÄ koncert. Jak
wspominasz ten dzieĹ? To byĹy ogromne emocje?
O ile pamiÄtam, koncert byĹ juĹź pod koniec festiwalu, potem miaĹ zagraÄ
juĹź tylko laureat. Informowano nas, Ĺźe róşne rzeczy mogÄ
siÄ wydarzyÄ.
DaĹo siÄ zauwaĹźyÄ róşne transparenty, na ktĂłrych m.in. byĹ narysowany
Grzegorz wiszÄ
cy na szubienicy. Do tego róşne niewybredne hasĹa, czy
zwiÄ
zki frazeologiczne dotyczÄ
ce sĹowa "Republika". Znamienne jest, jak
do dzisiaj wspomina to Piotrek NagĹowski, ktĂłry byĹ wtedy konferansjerem
i prowadziĹ caĹy festiwal. On przeraĹźony wychodziĹ na scenÄ, Ĺźeby nas
zapowiedzieÄ. Tam byĹa nieprawdopodobna iloĹÄ zĹej energii, ktĂłra szĹa
ze strony publicznoĹci. Taka, Ĺźe jak czĹowiek nie czuĹ siÄ silny, to
mĂłgĹ stamtÄ
d tylko uciekaÄ. Cóş. Piotrek zapowiedziaĹ nas bardzo
lakonicznie, bo sam siÄ tego baĹ. StaliĹmy w czwĂłrkÄ z boku sceny i
stwierdziliĹmy, Ĺźe wchodzimy i gramy. Jeszcze byĹa taka akcja, Ĺźe nasz
kolega Arek Jarosz, ktĂłry robiĹ ĹwiatĹa, miaĹ wĹoĹźyÄ kasetÄ z nagraniem
specjalnego utworu przewidzianego na wejĹcie. On nieszczÄĹliwie wĹoĹźyĹ
kasetÄ, ale nie z tej strony co naleĹźaĹo. A na drugiej stronie nagrany
byĹ jakiĹ nasz koncert z Torunia. I poleciaĹa piosenka "ParyĹź - Moskwa
17:15". WchodziliĹmy na scenÄ podczas nagrania z naszego koncertu, ktĂłre
byĹo takiej sobie jakoĹci. Wszystko wszystkim siÄ pomieszaĹo, oczywiĹcie
poza nami. Bo wiedzieliĹmy, Ĺźe wchodzimy na scenÄ. Nie moĹźemy jednak
zagraÄ koncertu, bo to co leci, juĹź dawno powinno przestaÄ graÄ, a do
tego byĹo pomyĹkÄ
. I zaczÄĹy lecieÄ w naszÄ
stronÄ te wszystkie
pomidory, maĹlanki. Te woreczki trzymane przez kilka dni na sĹoĹcu, po
to, by pomidory tam zgniĹy. Na szczÄĹcie w Ĺźadnego z nas to nie trafiĹo,
poza YamahÄ
Grzegorza, co trochÄ mu rozprogramowaĹo instrument.
Nie wszyscy jednak byli negatywnie do was nastawieni.
W tym samym czasie kiedy leciaĹ na nas ten sklep spoĹźywczy i warzywniak,
poleciaĹo teĹź mnĂłstwo kwiatĂłw. To chyba byĹy chabry, takie niebieskie,
fioletowe. ByliĹmy tam bardzo zdeterminowani i spokojni. Tacy w stylu:
"pokaĹźemy". Grzegorz caĹÄ
sytuacjÄÂ moĹźe trochÄ bardziej przeĹźywaĹ, ale
generalnie daliĹmy na luz. ZaczÄliĹmy graÄ koncert, od riffu z "ParyĹź -
Moskwa 17:15", wiÄc byĹo mocno i dalej byĹa setlista, w poĹowie
napakowana ĹwieĹźymi utworami. By na koĹcu pojawiĹa siÄ "Moja krew". Kiedy
skoĹczyliĹmy koncert to zapadĹa cisza. I byĹy bardzo wyraĹşne proĹby o
bisy. ZeszliĹmy ze sceny, stwierdzajÄ
c, Ĺźe nie gramy dalej. Grzegorz
mĂłwiĹ: "w porzÄ
dku, ale za tego pomidora w mĂłj instrument, to bisu nie
bÄdzie" (Ĺmiech). Nikt na nas siÄ nie obraziĹ, wrÄcz przeciwnie.
ZaĹpiewano nam na te ileĹ tysiÄcy gardeĹ "sto lat". I tak siÄ ta caĹa
przygoda zakoĹczyĹa. ByĹa potem recenzja caĹego Jarocina chyba w "Jazz
Forum". I ten fragment dotyczÄ
cy naszego koncertu pamiÄtam do dzisiaj,
bo to strasznie fajnie Ĺechta próźnoĹÄ. Dziennikarz napisaĹ coĹ takiego:
"niewieliu artystĂłw jest w stanie wyjĹÄ obronnÄ
rÄkÄ
z takiej sytuacji,
a juĹź w ogĂłle nieliczni potrafiÄ
przeksztaĹciÄ to w totalny tryumf".
Bo to rzeczywiĹcie tak trochÄ wyglÄ
daĹo
Z perspektywy czas powiem, Ĺźe moĹźe warto graÄ przez wiele, wiele lat,
Ĺźeby doĹwiadczyÄ tego, czego my wtedy doĹwiadczyliĹmy. Bo to byĹo
niezwykĹe doĹwiadczenie, polegajÄ
ce na tym, Ĺźe czterech facetĂłw, nie
sobÄ
, tylko swojÄ
sztukÄ
tak naprawdÄ rozpuszcza potÄĹźnÄ
dawkÄ zĹych
emocji. Po latach Zbyszek HoĹdys mi powiedziaĹ: "Zastanawiam siÄ
dlaczego ci wszyscy ludzie, jeĹli majÄ
w sobie tyle zĹej energii to
potrafiÄ
jÄ
tak bez pardonu kierowaÄ w stronÄ artystĂłw?". To nie
chodziĹo tylko o nas. "Dlaczego nie pojadÄ
na przykĹad pod dom jakiegoĹ
gangstera do takiej czy innej miejscowoĹci i tam nie zacznÄ
protestowaÄ,
rzucaÄ jajkami i protestowaÄ? - kontynuowaĹ Zbyszek. Po latach zdarzyĹo
siÄ teĹź parÄ fajnych historii zwiÄ
zanych z owym koncertem. Kiedy po
latach separacji - jak my to mĂłwiliĹmy - gdy Republika nie graĹa -
byliĹmy na jakimĹ wywiadzie radiowym. To byĹ 1991 albo 1992 rok.
OdbieraliĹmy telefony i odpowiadaliĹmy na róşne pytania. To wszystko
byĹo na antenie. ZadzwoniĹ jeden facet, ktĂłry wspomniaĹ, Ĺźe chciaĹby
wspomnieÄ Jarocin 1985. I stwierdziĹ, Ĺźe byĹ jednÄ
z tych osĂłb, ktĂłra
wtedy rzucaĹa róşnymi rzeczami, wrzeszczaĹa i nienawidziĹa. PowiedziaĹ:
"dzwoniÄ wĹaĹciwie tylko w jednej sprawie, chciaĹbym was bardzo za to
wszystko przeprosiÄ". I takich historii parÄ siÄ wydarzyĹo. To sÄ
doĹÄ
wzruszajÄ
ce sytuacje.
AnalizowaliĹcie dlaczego to wasze wejĹcie na scenÄ byĹo takie trudne?
Tak. Jest kilka przyczyn. Nie przyjechaliĹmy do Jarocina w 1983 roku, a
byliĹmy planowani. ChoÄ nie bardzo przez nas. Nawet nasz management
specjalnie o tym nie wiedziaĹ, nie byĹo podpisanej umowy...ZresztÄ
to
byĹo i tak niewykonalne, z mojego powodu, bo wtedy byĹem bodajĹźe w
szpitalu. Trzeba byĹo jakoĹ siÄ migaÄ przed wojskiem (Ĺmiech). MnĂłstwo
osĂłb byĹo zĹych, Ĺźe nie przyjechaliĹmy. Rozdzierano plakaty. Po drugie,
trzeba pamiÄtaÄ, Ĺźe Jarocin w tamtych latach to byĹ taki przekrĂłj przez
wszystkie subkultury. A Republika na poczÄ
tku swojej dziaĹalnoĹci byĹa
uwaĹźana za zespóŠbardzo bliski Ĺrodowisku punkowemu. Kiedy pojawiĹy siÄ
piosenki typu "ĹmierÄ bikini", raptem okazaĹo siÄ, Ĺźe zdradziliĹmy jakÄ
Ĺ
ideÄ. Ja zawsze uwaĹźaĹem RepublikÄ za zespóŠprogresywny, ktĂłry siÄ
rozwija, poszukuje. W trakcie naszej historii to udowodniliĹmy, kaĹźda
pĹyta jest poszukiwaniem. Wchodzeniem w nowe miejsca, w ktĂłrych siÄ nie
byĹo. WiÄc kilka przyczyn tego 85 roku byĹo. PrzestaliĹmy byÄ "swoimi
chĹopami". ByliĹmy w radiu, a wiadomo jak siÄ radio traktowaĹo i pod
jakim jest dowĂłdztwem. Nikt jednak nie zauwaĹźyĹ, Ĺźe my bojkotowaliĹmy
ĂłwczesnÄ
telewizjÄ. nas w ogĂłle w telewizji nie byĹo, poza jednym
wyjÄ
tkiem: koncertem z Opola z 1983 roku. Czyli trafiliĹmy do
mainstreamu, "sprzedaliĹmy siÄ". Kiedy graliĹmy w maĹych klubach to byĹo
w porzÄ
dku, ale gdy zaczÄĹo przychodziÄ na nasze koncerty po 20 tysiÄcy
ludzi to juĹź staliĹmy siÄ obcy,.